Pamiętam pierwsze chwile, kiedy trafiliśmy na oddział. Byliśmy przerażeni. Piotruś wyglądał jak "kosmita". Dookoła same łyse główki...ciągłe pobrania...lekarze..pielęgniarki. Każde hasło było dla nas obce: protokół, blok, Broviac.... i inne. Nie rozumieliśmy co do nas mówią... Szok, totalny szok.
Białaczka?
Co to znaczy? Czy szybko się z tym uporamy? Jak teraz żyć? Tak naprawdę od 8 sierpnia szpital stał się naszym drugim domem. Moje marzenia przewartościowały się...Teraz najważniejszy stał się ON i JEGO zdrowie. Nie trzeba było słów, by poczuć to całą rodziną. Pozytywne myślenie.... jak tu myśleć pozytywnie, kiedy masz świadomość, że Twoje dziecko jest ciężko chore? Jak sprawić by poczuło się szczęśliwe mimo wszystko...? Co odpowiedzieć na pytanie, które padło pierwszego dnia: dlaczego te dzieci nie mają włosów?Odpowiedziałam: "bo są bardzo ciężko chore...tak jak ty"... i w końcu jak powiedzieć prawdę o tym, co się z nim teraz dzieje....Bardzo mocno zapamiętałam chwilę, kiedy nasz synek powiedział mi ot tak po prostu: "mamo ja mam RAKA". Dzieci są mądrzejsze niż nam się zdaje. Piotruś przeżył ten okres bardzo dobrze. Jest cały czas pogodny. Bardzo dojrzał. Wiem, że nas kocha i my kochamy Jego bardzo mocno. Miłość sprawia, że czujemy się SILNI i chcemy walczyć o zdrowie i życie naszego synka.
I nie ma innej opcji
MUSI BYĆ DOBRZE!!!
0 komentarze:
Prześlij komentarz